Mam nadzieję, że moja luźne dywagacje na temat przeszłości i przyszłości
(bo teraźniejszość postrzegam wyraźnie jako szybko się przesuwający interfejs
między wczoraj a jutro) składają się na obraz świata jako jednego żywego organizmu,
stale się zmieniającego, ale zawsze tego samego. Zmieniają się dekoracje, stroje i
rekwizyty (zwłaszcza bronie, z których się zabijamy), ale stale odgrywamy ten sam
spektakl. (...) Daremność zaglądania za kurtynę przyszłości pięknie
przedstawiła Ursula Le Guin w atakach na wyrocznię pana Beroszty - za każdym razem
dostaje on odpowiedź prawdziwą, ale niewystarczającą. Bóg, który "niweczy znaki
wróżów" wyjaśnił sprawę wyczerpująco Mojżeszowi, do którego miał wyraźną
słabość. Na pytanie, jak odróżnić proroctwo prawdziwe od fałszywych, otrzymał
odpowiedź, że prawdziwe są te, które się sprawdzają. Kryterium rzeczywiście
niezawodne - wystarczy poczekać, aż zgodnie z Wielkim Planem przyszłość stanie się
przeszłością. (...) Rzecz w tym, że znajomość przyszłości potrzebna jest tym,
którzy grają na giełdzie lub planują wojnę. Nie jest niezbędna tym, którzy chcą
być dobrymi ludźmi. Podczas drugiej wojny światowej prosta góralka z Siwcówki zwana
Kundusią rozmawiała prawie codzienne z Jezusem. Kiedy wieść o tym się rozeszła,
mniej uduchowieni górale namówili ją, żeby spytała Jezusa, kiedy skończy się wojna.
"To ci nie jest potrzebne do zbawienia", usłyszała Kundusia. No, tak. Otóż
to.
Lech Jęczmyk
"Skoro przyjmujemy, iż historia nie stanowi zbioru zdarzeń przypadkowych i
przyszłość wynika z przeszłości, naturalnym odruchem człowieka myślącego jest
próba wykrycia reguł rządzących historią, czyli procesami zmian świata, w którym i
my żyjemy. Lech Jęczmyk jest w Polsce jednym z nielicznych prowadzących samodzielnie
takie dociekania. Nawet gdy ktoś się nie zgadza z jego diagnozami - nie zgadza się z
pewną wizją historii, a zatem już spogląda z innej perspektywy. Trzy końce historii
to prowokujące zaproszenie do rozumowania w skali kultur, religii i cywilizacji."
Jacek Dukaj
Koniec świata a rebours...
Trudno Lecha Jęczmyka streszczać, kondensować, zapowiadać. U niego wszystko jest
już skondensowane, podane z wykwintną ironią, wsparte erudycją płynącą z
doświadczenia, przemyślenia, oczytania. Wymowa całości jest bardzo niepoprawna, pod
prąd. Na wczoraj. Albo - na jutro.
Lech Jęczmyk jest outsiderem, konsekwentnie babrze się w popularnym gatunku, w
pulpowych autorach, heretyckich projektach, niecenzuralnych wspomnieniach i zjawiskach z
pogranicza. Nie bryluje na glównonurtowych salonach. W czasach wielkich szaleństw i
wielkiej przemiany nie wypada być en voque. Bodaj żaden z wielkich duchowych i
społecznych przełomów nie zaczynał się w centrum.
Trochę mało w literackich i społecznych rozważaniach Lecha autorów i krytyków
polskich. Wielu, wśród nich niżej podpisanego, literacko Jęczmyk ukształtował,
drukował nasze rzeczy, udzielał pierwszych w naszym życiu naprawdę
profesjonalnych redaktorskich rad. Może dlatego o nas milczy - poważny mężczyzna
nie będzie wymachiwał nazwiskami uczniów ze swojej szkoły. Prawda, sporo miejsca
poświęca Zajdlowi, tyle że między nimi na pewno nie było mowy o mistrzu i
uczniu. Chodziło o wojowników (mistyków?), którzy się wspierają, działając
na różnych odcinkach literackiego frontu.
Rozróżnienie między wiedzą operacyjną i procesową - oto jedna z ciekawszych
intelektualnych dystynkcji na jaką Lechu zwracał naszą uwagę. Dotyczy to dziedziny
ducha ale też faktów społecznych. Są rzeczy które się czuje, podejrzewa, przeczuwa
lecz nie sposób ich dowieść. Zwłaszcza przy takich sądach jak dzisiejsze. Przy takich
samozwańczych cenzorach. I przy takich adwokatach. To dlatego pisarz paranoiczny Philip
K. Dick, stał się ulubionym autorem Jęczmyka i w ogóle nas wszystkich.
Paradoks, który nikogo w środowisku fantastów nie dziwi - science fiction, horror,
nawet fantasy zdradzają w swych najciekawszych artystycznie przejawach znacznie większy
zainteresowanie rzeczywistością niż inne rodzaje i gatunki literackie. Dlatego w
książce pierwszego polskiego promotora science fiction znajdziemy opis erotycznego snu
polskiej kobiety w stanie wojennym i... porównanie stanu ducha armii niemieckiej
wędrującej na Wschód oraz stamtąd wracającej. Kto zajrzał w twarz Hitlera
podczas parady zwycięstwa w Warszawie w 1939 roku, ten rozpozna ten sam metaliczny błysk
w innych twarzach, naznaczonych diabelstwem i klęską.
Jęczmyk patrzy na nasz świat jak na Rzym w przededniu rozpadu. W felietonach
rejestruje i komentuje znaki rozproszone w życiu i literaturze. Czasem się powtarza.
Wraca do tych samych autorów, zjawisk, diagnoz procesów. Łatwo na podobnych
nawrotach przyłapać także Ewangelistów.
Maciej Parowski
Lech Jęczmyk urodził się w roku 1936 w Bydgoszczy, od roku 1939
mieszka w Warszawie. Z wykształcenia jest filologiem rosyjskim. W latach 1984-2003
związany z miesięcznikiem "Fantastyka" ("Nowa Fantastyka"). Był
(krótko) kierownikiem działu publicystyki w telewizji i bezskutecznie usiłował coś
zdziałać na polu politycznym w podziemnej Polskiej Partii Niepodległościowej i w
nadziemnym Ruchu dla Rzeczypospolitej. Uwieńczył swą karierę stanowiskiem nauczyciela
w liceum ogólnokształcącym, zapoznając się z ludźmi z przyszłości. Obecnie na
emeryturze. Tłumaczył książki m.in. Vonneguta, Hellera, Dicka i Le Guin. Wydał
kilkanaście antologii. Otrzymał kilka nagród za działalność wydawniczą i
tłumaczenia, ale najbardziej dumny jest z tego, że jego pracę i postawę doceniały
najwyższe czynniki państwowe: był wyrzucany z pracy na polecenie Komitetu Centralnego
PZPR, prezydenta Wałęsy i kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego.
359 stron, oprawa miękka ze skrzydełkami, format kieszonkowy